Ponad 194 km mieli do pokonania kolarze podczas tegorocznej edycji holenderskiego Volta Limburg Classic. Ekstremalnie pofałdowana trasa już na papierze zapowiadała ciekawe widowisko. I tak rzeczywiście było. Emocji nie zabrakło także na mecie – zwycięzcę wyłonił foto finisz. Najwyżej z kolarzy CCC Development Team uplasował się Kamil Małecki.
Sytuacja od samego początku była bardzo dynamiczna. Próby ataków były przez długi czas były kasowane. Po przejechaniu ok. 80 km, od peletonu odjechało trzech zawodników: Kevyn Ista (Wallonie-Bruxelles), Ryan Christensen (Canyon dhb p/b Bloor Homes) i Øivind Lukkedahl (Joker Fuel of Norway). Po kilkunastu kilometrach dołączyli do nich: Luuc Bugter (BEAT Cycling Club), Tuur Deprez (Cibel) i Nils Sinschek (Development Team Sunweb). Harcownicy zostali doścignięci w okolicach 110 km. Później, byliśmy świadkami kolejnych, nieudanych ataków. Dodatkowo, doszło do podzielenia peletonu.
Na 18 km przed metą odjechało trzech kolarzy – Ben Hermans (Israel Cycling Academy), Justin Jules (Wallonie-Bruxelles) i Patrick Müller (Vital Concept – B&B Hotels). Mimo iż ich przewaga oscylowała wokół 30 – 40 sekund, to oni podzielili między sobą miejsca na podium. Zwycięzcę wyłonił foto finisz – został nim Patrick Müller. Najlepszym z “Pomarańczowych” był Kamil Małecki, który zajął 13. miejsce.
– Nasz plan był taki, aby od początku wyścigu w odjazdy próbowali się zabierać Szymon, Stasiek i Kacper. Pozostała czwórka czyli Piotrek, Patryk, Michał i ja mieliśmy oszczędzać siły na dalszą część wyścigu. Finisz miał należeć do mnie i Michała. Od samego początku było dość nerwowo, a ataki szły praktycznie non-stop – opowiadał Kamil Małecki. Starsi stażem zawodnicy CCC Development Team mieli być bardziej aktywni po przejechaniu 100 km. – Od tego momentu my mieliśmy się zabierać w odjazdy. Przeskoczyłem z grupy do ucieczki na około 60 – 50 km do mety i wtedy właśnie nastąpił największy podział peletonu – relacjonuje Małecki. W pierwszej grupie, w której znalazł się Małecki, jechało około 40 kolarzy.
– Z każdym podjazdem ta grupka się uszczuplała. Nie było o nawet najkrótszym wytchnieniu, co chwila ktoś próbował odskoczyć, więc ruszała pogoń. Starałem się zabierać w kolejne akcje, ale byłem w tej grupce sam i ciężko było upilnować wszystkich. Zmęczenie też zaczęło dopadać pozostałych kolarzy, bo kiedy na 18 km oderwało się trzech zawodników, nie było za bardzo już komu gonić. Wykrzesałem ze swoich nóg wszystko, co miałem – dodał Małecki.