Kolarze CCC Development Team mogą do udanych zaliczyć węgierską etapówkę Tour de Hongrie. Zawodnicy zwyciężyli w klasyfikacji drużynowej, a Węgier Attila Valter zajął III miejsce w klasyfikacji generalnej.
– Jako ekipa wyścig możemy zaliczyć do udanych. Wygraliśmy klasyfikację drużynową, poza tym Attila Valter był drugim najlepszym Węgrem wyścigu i zajął trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej – mówi Damian Papierski i dodaje, że ekipa spisywała się dobrze przez cały wyścig. – W prologu Piotr Brożyna zajął trzecie miejsce, na podium III etapu stanął też Stasiek Aniołkowski. Lepszy od niego był tylko Krisztian Lovassy. Dodatkowo, Attila Valter był trzeci na sobotnim, królewskim etapie – opowiada Papierski.
Liderem ekipy na ten wyścig był Węgier Attila Valter. Po pierwszym etapie Pomarańczowi byli w dobrej sytuacji, jeśli chodzi o klasyfikację generalną. W top-10 znajdowało się dwóch zawodników – Piotr Brożyna i Michał Paluta, 17. był Attila Valter. – Różnice w generalce były wtedy niewielkie, dużo jednak zmieniło się po II etapie, w końcówce którego zaatakował Krists Neilands z Israel Cycling Academy. Nie tylko wygrał etap, ale też zdołał wyrobić sobie sporą przewagę nad rywalami w klasyfikacji generalnej – relacjonował Damian Papierski.
Błąd marshalla spowodował, że z rywalizacji o wysoką pozycję na II etapie wykluczony został Michał Paluta. – Szykowaliśmy się na końcowy sprint, odpowiednio się ustawiliśmy, Piotrek wyprowadził mnie na bardzo dobrą pozycję i nadawał wysokie tempo. Na 1,5 km do mety byłem na drugiej pozycji, wtedy marshall popełnił błąd i wskazał nam złą drogę. Źle skręciliśmy, część zawodników pojechała za nami, kolejni pojechali poprawnie. Bardzo mi szkoda, chciałem wykorzystać to, że mogłem zafiniszować z małej grupy, gdzie nie było typowych sprinterów – mówił Michał Plauta.
W piątek swoją szansę otrzymał z kolei Stasiek Aniołkowski, który zabrał się w odjazd i zajął drugie miejsce na etapie III a. Liczył on 115 km. – W pewnym momencie zaczęliśmy nadrabiać nad peletonem, a gdy nasza przewaga wzrosła do ponad 3 minut, grupa zasadnicza się poddała. Zostało nam 10 km do mety, wiedzieliśmy, że finisz rozegramy między sobą. Pracowaliśmy zgodnie, nie było jakiegoś czarowania, dopiero na ostatnim kilometrze pozwoliliśmy sobie na odrobinę kolarskich szachów. Finiszowałem drugi, przegrałem niewiele. Zawodnik z Węgier zastosował ciekawą taktykę, zaatakował z odpuszczenia. Przez to miał dużo większą prędkość. Próbowałem go dojść, zabrakło może 5 metrów, gdyby “kreska” była dalej, może by się udało. Jestem zadowolony z tego drugiego miejsca. Poza tym, wykonaliśmy taktykę, którą założył nam dyrektor. To też jest dla nas ważne – mówił Aniołek. Oba piątkowe etapy były płaskie, nie miały więc większego wpływu na sytuację w klasyfikacji generalnej. W piątek z rywalizacji wycofał się Sergio Tu, który leżał w kraksie.
W sobotę organizatorzy zaplanowali królewski etap, kończący się na podjeździe. Kolarze podjeżdżali pod Kekes, najwyższy szczyt Węgier. Dzięki rewelacyjnej pracy całej ekipy, Attila Valter był w stanie walczyć o miejsce na etapowym podium oraz o poprawienie swojej sytacji w GC. – Kiedy zaczęła się najbardziej stroma część podjazdu, wiedziałem, że muszę to pojechać mądrze. Wsiadłem na koło Neilandsa. Na 3 km przed metą zaatakował Pedro Lopez, co pasowało zawodnikom, którzy, razem ze mną, zostali w grupce za nim. Dlatego musiałem pracować, aby skasować jego odjazd. To udało się na początku ostatniego kilometra. Jakieś 800 metrów przed metą Neilands przyspieszył i nadał bardzo wysokie tempo. Starałem się utrzymać jego koło, ale było to trudne. Wtedy ruszył Dina z Komety. Ponieważ czułem, że zostało mi jeszcze trochę sił, poszedłem “fulla” na 200 metrów przed metą. Starczyło na trzecie miejsce. Myślę, że gdybym zrobił to wcześniej, mógłbym ich objechać – mówił Attila Valter, który w sobotę wskoczył na trzecie miejsce w generalce.
W niedzielę, celem było utrzymanie prowadzenia w klasyfikacji drużynowej i wysokiego miejsca Attili Valtera w klasyfikacji generalnej. Większość trasy w ucieczce spędził Michał Paluta. – Od startu jechałem aktywnie, bo widziałem, że wielu kolarzy było zainteresowanych odjazdem. Początkowo oderwaliśmy się we dwóch. Dopiero później dojechał trzeci zawodnik. Współpraca układała się dobrze. Na premiach chciałem zgarnąć kilka sekund, które pomogłyby mi przeskoczyć kilku zawodników w klasyfikacji generalnej, co dało finalnie więcej punktów dla ekipy – relacjonował Paluta. Mocniejsza praca rozpoczęła się, gdy harcownicy zaczęli zbliżać się do końcowych rund. – Tam była kolejna lotna premia, po której okazało się, że uda się dojechać do ostatniej lotnej premii przed peletonem. Pracowałem mocno i ją wygrałem. Czułem już peleton na naszych plecach. Wróciłem do głównej grupy, aby jeszcze złapać oddech przed końcówką i nie stracić żadnych sekund na ostatnich kilometrach. Próbowałem jeszcze pomoc ostatkiem sił Staśkowi. Peleton mocno się naciągnął i trzymałem koło w grupie do samego końca, aby sędziowie nie policzyli różnic czasowych. Jestem zadowolony zarówno z tego etapu, jak i całego wyścigu. To był dobry tydzień dla naszej ekipy – dodał Paluta, który wyścig ukończył na 13. miejscu w klasyfikacji generalnej.
– Tour de Hongrie miał silną obsadę. Organizatorzy zaprosili kilka ekip prokontynentalnych, co podnosiło poziom wyścigu. I rzeczywiście, walka na etapach pagórkowatych i górskich była zacięta – dodaje Piotrek Brożyna. – Jako drużyna jesteśmy zadowoleni z wyników, biorąc pod uwagę fakt, że mieliśmy relatywnie młody skład, ugraliśmy sporo. Cieszy też to, że solidnie wypełnialiśmy taktykę, jaką nakreślał nam dyrektor. Każdy z nas dobrze wywiązywał się z powierzonych zadań, co było widać zwłaszcza na królewskim etapie w sobotę. Cenne okazały się też rady Attili, który wcześniej przejechał trasy etapów – mówi Piotrek Brożyna. – Jestem zadowolony ze swojej dyspozycji, ten wyścig pokazał, że kraksa, którą miałem na Hubalu, nie wpłynęła na moją formę – dodał Piotrek, który ściganie na Węgrzech ukończył na 14. Miejscu w klasyfikacji generalnej.